niedziela, 26 sierpnia 2012

Słońce w słoiku


W zeszłym roku lato zupełnie mnie ominęło: nie pojechałam na wakacje, nie zdążyłam założyć wszystkich letnich sukienek, a morele skończyły się, zanim zdążyłam zrobić z nich dżem. W tym roku postanowiłam nie popełniać tych samych błędów i nacieszyć się latem aż do przesytu. Przełamałam się i pojechałam z rowerem na Suwalszczyznę – opłaciło się, bo spędziłam najwspanialsze wakacje w życiu, w miejscu, które przypomina raj. Wypiłam tyle koktajlu borówkowego, ile się tylko dało. Na balkonie założyłam mały, głownie ziołowy ogródek, który jest źródłem mojej wielkiej satysfakcji, również kulinarnej. W sukienkach chodzę, nawet kiedy pada. I w tym roku udało mi się załapać na morele, choć przyznaję, że w ostatniej chwili.




Przepis na dżem morelowy, który podaję poniżej, jest moją wariacją na temat jednego z wielu morelowych pomysłów niezrównanej autorki blogu Bea w Kuchni, który jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji. (Moje modyfikacje w zasadzie ograniczają się do zredukowania ilość składników, gdyż ostatnio w kuchni podoba mi się pełna prostota) Dżem jest po prostu przepyszny! Smak moreli zostaje subtelnie wydobyty i podkreślony przez dodatek skórki pomarańczowej. Sok z cytryny i pomarańcz zapobiegają utlenianiu owoców, dzięki czemu dżem ma wspaniały pomarańczowy kolor – istne słońce w słoiku! Serdecznie polecam.



Dżem morelowy
ok. 1,2 kg moreli (tak aby po usunięciu pestek, zostało ok. 1 kg miąższu)
300 g cukru
skórka otarta z jednej pomarańczy
sok z jednej pomarańczy
sok z jednej cytryny

Morele myjemy, osuszamy i wypestkowujemy. Następnie kroimy na ćwiartki lub ósemki, zasypujemy cukrem, dodajemy skórkę i sok z pomarańczy oraz sok z cytryny i odstawiamy w chłodne miejsce na 2-3 godziny. Po upływie tego czasu, kiedy morele puszczą sok, całość zagotowujemy i pozostawiamy na ogniu przez 2-3 minuty. Ponownie odstawiamy owoce w chłodne miejsce, najlepiej na całą noc. Następnego dnia zagotowujemy morele i na małym ogniu gotujemy, aż do uzyskania odpowiadającej nam konsystencji dżemu (mi zajmuje to ok. 45-60 minut).
(W międzyczasie możemy wypiec słoiki: ja wkładam umyte słoiki do zimnego piekarnika, nastawiam go na temperaturę 120 stopni i po około 20 minutach słoiki są już gotowe. Pokrywki od słoików wygotowuję oddzielnie w garnku z wodą.)
Gorący dżem przelewamy do wypieczonych słoików (powinien jeszcze lekko zabulgotać w gorącym szkle), bardzo mocno zakręcamy i stawiamy „na głowie”, aż do całkowitego ostygnięcia. 
Smacznego!

środa, 22 sierpnia 2012

Leniwy naleśnik


Kiedy już prawie zdążyłam się pogodzić z nadejściem jesieni, powróciło lato i to tak upalne, jak tylko w sierpniu bywa. Wraz z latem powróciła ochota na letnie smakołyki, które zawsze mają w sobie coś ze smaku dzieciństwa. Znowu mam ochotę na dania lekkie, słodkie i koniecznie z owocami, które po prostu same znikają. Nic więc dziwnego, że wybór padł na naleśniki z serem i owocami.


Naleśniki są proste w przygotowaniu, jednak nie zawsze wychodzą. Co warto wiedzieć o nich zawczasu? 
  • Nie ma dobrych ani złych naleśnikowych przepisów – trzeba po prostu znaleźć ten, który nam odpowiada i pasuje do naszego sposobu gotowania. A jest w czym wybierać – więc nie należy tracić nadziei, że w końcu znajdziemy przepis idealny. Poniżej prezentuję ten, który w swej prostocie, był dla mnie wybawieniem po wielu porażkach. 
  • Naleśniki, choć są daniem szybkim, spieszyć się nie lubią. Najlepiej jeśli surowe ciasto odstawimy do lodówki na godzinę przed smażeniem. Jeśli głód nas jednak pogania, warto dać ciastu choćby tę chwilkę, podczas której przygotowujemy nadzienie. 
  • Jeśli nie jesteśmy mistrzami patelni, to naleśniki smaży się najłatwiej na patelni teflonowej. Jeśli jednak taką nie dysponujemy, to ciasto należy nalewać na patelnię szybkim, zdecydowanym ruchem i już nią później nie potrząsać, bo zrobią się nam na naleśniku warstwy, które usmażą się nierówno. 
  • Generalnie, im cieńsze naleśniki, tym smaczniejsze.
  •  Na koniec należy pamiętać o teorii mojej Mamy, którą potwierdzają naukowcy z całego świata: pierwszy naleśnik nigdy się nie udaje! (Dzięki niemu orientujemy się czy temperatura jest właściwa, czy nie za dużo jest masła/oleju) Zatem powodzenia i do dzieła!


Naleśniki

250 g mąki
2 jajka
2 szklanki mleka (im tłustsze tym lepsze)
2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
50 g masła

Masło stopić w rondelku i ostudzić. Mąkę, jajka, mleko i cukier zmiksować na gładką masę. Następnie wmieszać stopione i ostudzone masło. Ciasto odstawić najlepiej na godzinę w chłodne miejsce. Smażyć jak najcieńsze naleśniki – są wtedy delikatnie chrupiące. Te naleśniki są pyszne same w sobie, ale można je podawać tradycyjnie z twarożkiem i ulubionymi owocami. Ja dodatkowo posypałam naleśniki, uprażonymi na suchej patelni płatkami migdałowymi i polałam syropem z agawy. Smacznego!



P.S. Naleśniki sprawdzają się doskonale również w wersji na słono, nie należy wtedy dodawać cukru do ciasta.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Z oliwą ci do twarzy




Od jakiegoś czasu interesuję się naturalnymi kosmetykami i to takimi w najczystszej, najbardziej pierwotnej postaci. Jest w internecie wiele świetnych stron, oferujących składniki i receptury do skomponowania własnych kremów, toników, mydeł. Jednak mi chodzi o coś jeszcze prostszego, genialnego wręcz w swej prostocie. Wiele produktów, których używamy na co dzień w kuchni, które najspokojniej w świecie zalegają na naszych półkach, można wykorzystać jako wspaniałe, naturalne - a co najważniejsze – skuteczne kosmetyki. Bez żadnych dodatkowych wydatków produkty spożywcze takie, jak oliwa, płatki owsiane, sól, herbata itp, zamieniają się w naszych sprzymierzeńców również w łazience. Bardzo ważne jest to, że nie zawierają, występujących w prawie wszystkich kupnych kosmetykach, parabenów, konserwantów i innych substancji, które mogą podrażniać. „Polepszacze”, ostatnio coraz hojniej dodawane zwłaszcza do preparatów myjących, mogą sprawić, że cera, która nigdy wcześniej nie była szczególnie wrażliwa, ku naszemu zdziwieniu nagle się zbuntuje.


Całym odrębnym zagadnieniem jest zmywanie makijażu oczu. Wiadomo: oczy trzeba „zmyć” bardzo dokładnie, ale to najczęściej wiąże się z pieczeniem, zaczerwienieniem, łzawieniem – jednym słowem nic przyjemnego. Dlatego dla mnie rewelacyjne wprost okazało się odkrycie, że makijaż z oczu można usunąć za pomocą… oliwy z oliwek. Wystarczy lekko zwilżyć wacik i do dzieła! Oliwa z powodzeniem rozpuszcza tusze, kredki, cienie – radzi sobie z tym lepiej i szybciej niż nie jedno mleczko do demakijażu. Nie podrażnia oczu, a dodatkowo natłuszcza bardzo delikatną i cienką skórę pod oczami i na powiekach oraz wzmacnia rzęsy. Oliwa jako płyn oczyszczająco – pielęgnujący ma również tę zaletę, że najczęściej jest po prostu pod ręką w naszej kuchni (nie musi być nawet dobra w smaku). Brzmi niewiarygodnie? Polecam samemu się przekonać!

piątek, 17 sierpnia 2012

Popołudnie o zapachu szałwii


Są takie wakacyjne dni, kiedy zostaję sama w domu: wokół robi się zupełnie cicho i leniwie. Życie toczy się powoli, przez krótka chwilę z niczym nie trzeba zdążyć, można wsłuchać się w rytm własnego oddechu.
Niekończące się sobotnie popołudnie.
W takie dni wcale nie chce mi się gotować. Problem w tym, że chęć na zjedzenie czegoś smacznego wcale nie mija, ba jest nawet jeszcze większa. Idealny na taka okazję jest makaron z masłem szałwiowym. Danie to jest niezwykle proste, a zarazem, w jakiś trudny do uchwycenia sposób, wykwintne. Wymarzone okoliczności są wtedy, kiedy w lodówce czeka makaron z wczoraj, a w doniczce na balkonie pyszni się aksamitna szałwia. Wtedy czas przygotowania skraca się do zaledwie pięciu minut.

Makaron z masłem szałwiowym

porcja makaronu – ja najchętniej używam rurki (penne)
łyżka masła
garstka świeżych listków szałwii
sól do smaku
ewentualnie trochę startego sera (np. dziugasa)

Makaron gotujemy wg instrukcji na opakowaniu i bardzo porządnie odcedzamy, nie zapominając o zahartowaniu go zimną wodą. Na patelni rozpuszczamy masło i dorzucamy pokrojone lub porwane listki szałwii – cały czas pilnujemy, żeby masło się nie przypaliło. Kiedy szałwia zacznie pachnieć – a jest to po prostu cudowny zapach – na patelnię dorzucamy makaron i bardzo delikatnie drewnianą łyżką mieszamy całość. Na koniec solimy do smaku. Podajemy od razu, jeśli ktoś ma ochotę to z dodatkiem odrobiny startego sera. Smacznego!


P.S. Mój wczorajszy makaron smakował wyjątkowo dobrze w towarzystwie herbaty z kardamonem, którą dostałam od Przyjaciółki.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Na dobry początek czyli pomysły śniadaniowe

Powiew jesieni w środku lata może działać stymulująco: czuję się jakbym znów szła do szkoły. Kończy się powoli letnie rozleniwienie i zaczynam nabierać ochotę na nowe wyzwanie. Postanowiłam więc wykorzystać ten nastrój i zrobić to o czym od dawna myślę, czyli założyć swój blog.


Długo myślałam o prowadzeniu blogu kulinarnego, ale szczerze mówiąc, brak mi wiedzy i umiejętności, aby MadziaŁyga była blogiem kulinarnym sensu stricto. Będzie to raczej miejsce, w którym postaram się gromadzić pomysły i inspiracje kulinarne oraz około kulinarne, dotyczące chociażby zastosowania produktów spożywczych w kosmetyce, czy też ekologicznego prowadzenia domu. A nuż uda mi się zrobić coś ciekawego...