Najprostszym sposobem, żeby ogrzać się w mroźny, śnieżny, warmiński poranek jest owsianka. Ta idealna, wg przepisu Nigela Slatera, jest gęsta, kremowa i słodka. Angielski smakosz proponuje podawać ją z kwaskowatym dżemem z czarnej porzeczki, ale ja zwykle skłaniam się ku bezkompromisowo słodkiej wersji. Swoją owsiankę posypuję grubą warstwą brązowego cukru - uwielbiam patrzeć jak się rozpływa i zamienia w płynne, słodkie, przesycone słońcem złoto. Całość wieńczy kilka kropel słodkiej śmietanki i cienko pokrojony banan. W sam raz, żeby zacząć dzień z odpowiednią ilością ciepła i światła i żeby się nasycić. Zapraszam!
Owsianka z brązowym cukrem, śmietanką i bananami
(dwie porcje)
1 szklanka wody
1/2 szklanki płatków owsianych (mogą być błyskawiczne)
brązowy cukier
śmietanka 30%
1 banan
Do rondelka wlać wodę i wsypać płatki - podgrzewać na umiarkowanym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Kiedy owsianka się zagotuje, mieszać intensywnie i gotować przez przynajmniej 5 minut lub do uzyskania pożądanej gęstości. Ja lubię bardzo gęstą owsiankę, która spokojnie klasyfikuje się, jako ciało stałe. Gotową owsiankę nalać do ulubionej miseczki, posypać grubo brązowym cukrem, dolać 2 łyżeczki słodkiej śmietanki (czynność można, a nawet trzeba powtarzać, w trakcie jedzenia), udekorować pokrojonym w kawałki bananem i gotowe! Smacznego - ten dzień będzie wspaniały!
środa, 29 stycznia 2014
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Rozpustna zimowa tarta z jabłkami, suszonymi morelami, daktylami i mandarynkową nutą
Nie lubię zimy.
A właściwie nie lubię zimna.
Kiedy byłam dzieckiem, nie dość, że nie lubiłam zimy, to nie dało się mnie wyciągnąć z domu. Po prostu - zawsze ślęczałam nad książką.
Dzięki temu, że w tym roku uczestniczyłam w feriach dla dzieci, miałam szansę nadrobić zaległości.
"Nasze" dzieci też nie zawsze chciały wychodzić na sanki - czytały książki, grały w gry, ale kiedy już wszyscy wyszliśmy, było po prostu super! Zjeżdżaliśmy z górki na "listkach" i "miednicach" - pojedynczo i parami, przewracaliśmy się, tarzaliśmy się w śniegu i to często ja mówiłam "zjedźmy jeszcze raz, jeszcze jeden, ostatni raz"! A kiedy wracaliśmy do domu z niesamowitymi rumieńcami na twarzach, pomagałam zdejmować mokre kurtki, rękawiczki i szaliki, a potem przygotowywałam niezliczone kubki gorącego kakao dla dzieci i karmelowej kawy zbożowej dla siebie.
A do tego, jak wiadomo najlepsza jest szarlotka! Poniżej moja zimowa wariacja na stary, dobry temat: kruche ciasto, jabłka i krem. Zrobiłam ją tak po prostu, zupełnie na oko, z tego, co miałam pod ręką - to była czysta radość pieczenia! A efekt: ciasto zniknęło zanim foremka zdążyła ostygnąć! Zapraszam
Rozpustna tarta zimowa
(na małą lub średnią foremkę)
spód:
szklanka mąki
3/4 kostki masła
2-3 łyżki cukru
2-3 łyżki zimnej wody
skórka otarta z jednej mandarynki
farsz:
4-5 małych jabłek (np. Eliza)
garść suszonych moreli
6 daktyli
szczypta cynamonu
odrobina wody
krem:
bardzo małe jajko
pół małego opakowania opakowania śmietany
sok wyciśnięty z jednej mandarynki
2-3 łyżki cukru
Z podanych składników zagnieść ciasto na spód, uformować kulę i włożyć do lodówki na 30 minut.
Jabłka obrać i wraz z morelami i daktylami pokroić na mniejsze kawałki. Następnie włożyć do rondelka, dolać odrobinę wody, dodać szczyptę cynamonu ewentualnie trochę cukru lub miodu do smaku. Gotować małą chwilkę - tak jedynie, aby jabłka odrobinę zmiękły, a wszystkie smaki i zapachy przeniknęły się wzajemnie.
Piekarnik nagrzać do 210 st.C. Foremkę do tarty wylepić ciastem - piec, aż brzegi się zezłocą, ok.15 minut.
Przygotować krem czyli połączyć wszystkie podane składniki i lekko ubić.
Na podpieczony spód wyłożyć owoce i zalać niezbyt dużą ilością kremu. Piec ok 25-30 minut. Smacznego!
niedziela, 12 stycznia 2014
Rozgrzewający napój malinowo-limonkowy z dzikim tymiankiem. I niesamowity spacer
Od dwóch miesięcy mieszkam i pracuję na wsi, a dokładniej w środku lasu.
Jest to przeżycie zupełnie nowe i można o nim książkę napisać - zresztą nie jedna już na ten temat powstała.
Zimową porą niestety wieś i las nie mają wiele do zaoferowania pod kątem spożywczym - cierpliwie czekam do wiosny.
Ale kiedy Gosia z Trochę Innej Cukierni zorganizowała konkurs "Wymiksuj się z zimy", wiedziałam, że jest coś, co mogę zdobyć w stanie naturalnym.
Dziki tymianek, bo o nim mowa, jest niezwykle popularnym i bujnie rosnącym ziołem. Wystarczy spojrzeć pod nogi (często rośnie nawet między płytkami chodnikowymi) i głęboko wciągnąć powietrze - pachnie obłędnie, przywodząc na myśl balsamiczne śródziemnomorskie powietrze.
Wybrałam się więc dzisiaj na spacer, nad drugą łąkę, gdzie ostatnio zauważyłam, że nadal rośnie tymianek (jest to bardzo trwała i wytrzymała roślina). Było wprost niesamowicie! W powietrzu wisiały małe kropelki deszczu, prześwietlane przez niezwykle intensywne i ciepłe światło zachodzącego słońca.
Piękne, cudowne chwile. A kiedy doszłam na łąkę, okazało się, że nie tylko ja szukam tymianku: skubała go śliczna płowa sarenka! Po prostu zbyt wiele piękna na raz - a ci, którzy zostali w domu nawet nie zauważyli, że było słońce. Czyli zawsze warto wyjść, jasne?
Po dotarciu do domu z tymiankiem, szybko przygotowałam mój napój i zdążyłam na ostanie chwile światła, potrzebne do zdjęcia.
Napój z malinami, limonką, tymiankiem i miodem można pić na ciepło lub na zimno. jednak o tej porze roku, pierwsza wersja przeważa, zwłaszcza, że napary z tymianku działają korzystnie na nasze górne drogi oddechowe.
Rozgrzewający napój malinowo-limonkowy z dzikim tymiankiem
szklanka skoku malinowego lub/i garść mrożonych malin
2 gałązki tymianku
łyżeczka miodu (lub do smaku)
pół limonki
trochę wody
W niewielkim rondelku podgrzewamy odrobinę wody z łyżeczką miodu i listkami tymianku otartymi z gałązek. Następnie dodajemy sok i/lub maliny i trochę podgrzewamy. Dodajemy sok wyciśnięty z połowy limonki i gotowe! Cieszymy się smakiem i wymiksowujemy się z zimy!
Jest to przeżycie zupełnie nowe i można o nim książkę napisać - zresztą nie jedna już na ten temat powstała.
Zimową porą niestety wieś i las nie mają wiele do zaoferowania pod kątem spożywczym - cierpliwie czekam do wiosny.
Ale kiedy Gosia z Trochę Innej Cukierni zorganizowała konkurs "Wymiksuj się z zimy", wiedziałam, że jest coś, co mogę zdobyć w stanie naturalnym.
![]() |
Taki styczeń tymiankowi niestraszny |
Dziki tymianek, bo o nim mowa, jest niezwykle popularnym i bujnie rosnącym ziołem. Wystarczy spojrzeć pod nogi (często rośnie nawet między płytkami chodnikowymi) i głęboko wciągnąć powietrze - pachnie obłędnie, przywodząc na myśl balsamiczne śródziemnomorskie powietrze.
Wybrałam się więc dzisiaj na spacer, nad drugą łąkę, gdzie ostatnio zauważyłam, że nadal rośnie tymianek (jest to bardzo trwała i wytrzymała roślina). Było wprost niesamowicie! W powietrzu wisiały małe kropelki deszczu, prześwietlane przez niezwykle intensywne i ciepłe światło zachodzącego słońca.
Piękne, cudowne chwile. A kiedy doszłam na łąkę, okazało się, że nie tylko ja szukam tymianku: skubała go śliczna płowa sarenka! Po prostu zbyt wiele piękna na raz - a ci, którzy zostali w domu nawet nie zauważyli, że było słońce. Czyli zawsze warto wyjść, jasne?
![]() |
Bubu - mój dzisiejszy wytrwały towarzysz |
Po dotarciu do domu z tymiankiem, szybko przygotowałam mój napój i zdążyłam na ostanie chwile światła, potrzebne do zdjęcia.
Napój z malinami, limonką, tymiankiem i miodem można pić na ciepło lub na zimno. jednak o tej porze roku, pierwsza wersja przeważa, zwłaszcza, że napary z tymianku działają korzystnie na nasze górne drogi oddechowe.
Rozgrzewający napój malinowo-limonkowy z dzikim tymiankiem
szklanka skoku malinowego lub/i garść mrożonych malin
2 gałązki tymianku
łyżeczka miodu (lub do smaku)
pół limonki
trochę wody
W niewielkim rondelku podgrzewamy odrobinę wody z łyżeczką miodu i listkami tymianku otartymi z gałązek. Następnie dodajemy sok i/lub maliny i trochę podgrzewamy. Dodajemy sok wyciśnięty z połowy limonki i gotowe! Cieszymy się smakiem i wymiksowujemy się z zimy!
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Mus miodowy. Na długie, zimowe wieczory
Są takie dni, że pomimo tego, że w lodówce pusto, ja siadam z książką kucharską i rozpaczliwie poszukuję przepisu, który dałoby się przygotować z tego, co jeszcze nie zostało wyjedzone. Wczoraj stan mojego posiadania sprawił, że do wyboru miałam mus cytrynowy i mus miodowy. Padło na ten drugi, również dlatego, że nie jadłam jeszcze deseru z miodem w roli głównej.
Wszyscy dobrze znamy ciasta z miodem, pierniki i pierniczki. Ale oprócz nich, miód najczęściej występuje solo - i trudno się dziwić, jest tak wyrazisty. Niemniej jednak ten przepis jest doskonały! Ponieważ jest w nim wyraźnie napisane, aby użyć miodu o wyrazistym smaku, wydobyłam mój najlepszy gryczany miód, który przyjechał ze mną z Krakowa. Ma on smak tak głęboki, że bardzo byłam zdziwiona, że dało się go jeszcze spotęgować - a to za sprawą mojej ukochanej skórki pomarańczowej. Wrażenie prawdziwie oszałamiające! Deser jest bardzo słodki i aromatyczny, dlatego nawet jego niewielka porcja jest bardzo satysfakcjonująca. Serdecznie zapraszam!
Mus miodowy
(przepis Deborah Madison, ilość 7-8 niewielkich szklaneczek)
200 ml śmietanki 30% lub 36%
130 g miodu o intensywnym smaku, ja użyłam gryczanego
3 żółtka (najlepiej z wiejskich, sprawdzonych jaj)
skórka otarta z jednej pomarańczy
Śmietanę ubić w misce na sztywno, przełożyć do innego naczynia i schłodzić w lodówce. Do miski po śmietanie wbić żółtka (białka można zużyć np. na puszysty jak chmurka omlet) i wlać miód. Ubijać mikserem na najwyższych obrotach przez 10 minut, aż masa stanie się jasna i gęsta. Następnie dodać skórkę pomarańczową i delikatnie wmieszać schłodzoną bitą śmietanę. Mus przelać do szklaneczek i włożyć do lodówki na co najmniej trzy godziny. Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)