sobota, 29 grudnia 2012

Muffin jest dobry na wszystko


Tegoroczne Święta upłynęły mi bardzo przyjemnie. Mama jak zawsze przygotowała najpyszniejszą na świecie kapustę z grzybami, bez której nie ma dla mnie Świąt. Tata z kolei miał swój „kulinarny” debiut w postaci nalewki gruszkowo-kawowej (a raczej kawowej z subtelną nutą gruszkową), która poprawiła mi humor na bardzo długo. Po kolacji grałyśmy z siostrą i siostrzenicą w znalezionego pod choinką „Chińczyka” – dziecko bezwstydnie nas ograło, wyrzucając serię „szóstek” – a kot i pies przyglądały się nam bacznie, choć z żalem stwierdzam, że w milczeniu.


W tym roku Aniołek nie mógł do nas nie trafić – najmłodsza w naszej rodzinie zostawiła mu wiele jednoznacznych wiadomości i drogowskazów przyklejonych do szyby, które były doskonale widoczne w blasku księżyca i pierwszej gwiazdki. Zdziwiło mnie natomiast, to że tak dobrze o mnie pamiętał. Pod choinką znalazłam masę smakołyków: czekoladową łyżeczkę do rozpuszczenia w gorącym mleku (zostawiam ją sobie na pierwszy dzień nowego roku), dobrą herbatę w komplecie z kubeczkiem do zaparzania, butelkę absolutnie cudownego soku winogronowego (szczep nowohucki) mojego Taty (ciekawe skąd Aniołek ją miał…). Największą przyjemność sprawił mi prześliczny kalendarzyk z motylkami, który z pewnością sprawi, że rok 2013 będzie wspaniały i bajecznie kolorowy. Dostałam również ogromną książkę kucharską mojej ulubionej autorki Deborah Madison ‘Vegetarian Cooking for Everyone”, która zagości na tym blogu z pewnością nie raz.


Nie wiem jak Wy, ale ja jak tylko dostanę nową książkę kucharską, wertuję ją w poszukiwaniu przepisu, który mogłabym od razu zrobić, ze składników, które mam w domu. W poranek drugiego dnia Świąt okazało się, że jeśli tylko zastąpić maślankę kefirem, mam wszystko, aby upiec Basic Buttermilk Muffins. Są to proste, niezbyt słodkie klasyczne muffiny, które śmiało można potraktować jako śniadaniowe pieczywo, przekroić je, posmarować masłem i/lub dżemem owocowym. Najlepiej smakują tuż po wyjęciu z piekarnika.



Muffiny klasyczne

250 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Łyżeczka sody
90 g brązowego cukru
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego lub cukru z prawdziwą wanilia
½ łyżeczki soli
2 jajka lekko roztrzepane
60 g stopionego i ostudzonego masła
1 małe opakowanie (250 ml) kefiru/ maślanki

Piekarnik nagrzewamy do 190 st, blaszkę na muf finki smarujemy masłem. W jednej misce łączymy wszystkie suche składniki, a w drugiej wszystkie mokre, a następnie szybko i krótko łączymy wszystko razem – absolutnie nie trzeba używać miksera, ani przejmować się jakimiś grudkami w cieście, gdyż nie zepsuje to efektu końcowego. Napełniamy blaszkę ciastem i pieczemy w 190 st. około 20-25 minut aż muf finy będą brązowo złote. Smacznego!

piątek, 21 grudnia 2012

Ciasteczkowa gwiazdka z nieba



 Co roku w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie pojawia się setki nowych pomysłów jak spędzić te święta, co na nie przygotować i jak niebanalnie przystroić na tę okazję dom. Ja trochę na przekór, a trochę z lenistwa stawiam na minimalistyczną tradycję. Nie mam choinki, ale za to dwie niewielkie gwiazdy betlejemskie ożywiają nasz pokój w najkrótsze dni roku, które poprzedzają dzień narodzin Mitry i Jezusa. Od lat piekę również tylko dwa rodzaje świątecznych ciasteczek: pierniczki i kruche maślane.


Pierniczki w moim wykonaniu są cienkie, twarde i bez lukru – bo takie lubimy najbardziej. Intensywny smak miodu gryczanego równoważy aromat skórki pomarańczowej. Z porcji podanej poniżej wychodzi całkiem pokaźna ilość pierniczków, a ponieważ ciasto dobrze znosi pobyt w lodówce, zawsze dzielę sobie robotę na parę razy. Moje pierniczki mają również zawsze tylko dwa kształty: gwiazdki i księżyca. Przy wykrajaniu kształty te dobrze się uzupełniają: gwiazda, jak to gwiazda, zajmuje dużo miejsca, ale księżyc jest bardzo „ekonomiczny". Czemu tylko te dwa kształty? Ponieważ przywodzą mi na myśl zimowe rozgwieżdżone niebo w pewną mroźną noc przy ognisku.



 Pierniczki

500 g mąki
200 g cukru pudru (jeśli dodamy zwykły cukier, ciasteczka będą miały „piegi”)
200 g miodu gryczanego
120 g masła
2 jajka najlepiej od wiejskich kur
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki przyprawy korzennej do piernika
Skórka otarta z jednej pomarańczy

Masło utrzeć z cukrem. Następnie dodać masło, miód, jajka, proszek do pieczenia, przyprawę korzenną, skórkę z pomarańczy i mąkę. Zagnieść ciasto i wyrabiać, aż będzie zupełnie gładkie. Być może trzeba będzie dodać trochę więcej mąki, ale trzeba uważać, aby nie przesadzić, bo ciasto stanie się zbyt twarde. Ciasto dzielimy na kilka kawałków, owijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na godzinę. Po upływie tego czasu, ciasto wyjmujemy, rozwałkowujemy dość cienko (ciasto jest dość lepkie, ale znów trzeba się pilnować, aby nie podsypać za dużo mąki), wykrawamy gwiazdki i księżyce i pieczemy ok. 10 minut w piekarniku nagrzanym do 180 st.


W kwestii kruchych świątecznych ciasteczek, panuje u mnie większa dowolność. W tym roku dyżurny przepis ustąpił miejsca temu znalezionemu na blogu Bei. Kruche maślane ciasteczka z żurawiną i pistacjami są bardzo proste w przygotowaniu, ale efekt zdecydowanie przechodzi oczekiwania. Należy tylko pamiętać, aby nie pokroić żurawiny i pistacji zbyt drobno – cały urok w dużych kawałkach. A jeśli tak jak ja, dodacie solone pistacje, smak będzie intrygująco słodko-słony. Ważną zaletą tego przepisu jest to, że nie zawiera jajek, co okazało się być zbawienne, kiedy 6 grudnia wpadł z późnonocną wizytą Mikołaj, który na jajka jest uczulony (w przeciwnym razie dostałabym chyba tylko rózgę, aż strach pomyśleć…)



Kruche ciasteczka z pistacjami i żurawiną

175 g masła
75 g cukru pudru
Szczypta soli
Łyżka mleka
250 g mąki
30 g posiekanych pistacji
40 g suszonej żurawiny

Masło utrzeć z cukrem pudrem, solą i mlekiem do białości. Dodać pokrojoną żurawinę, posiekane pistację i mąkę – wszystko dobrze wymieszać. Z ciasta uformować dwa w miarę możliwości foremne walce, owinąć folią i włożyć na 30-40 minut do zamrażalnika (okazało się, że w nagłych wypadkach, można ten etap pominąć). Następnie ciasto kroimy na półcentymetrowe plasterki – ważne aby były one podobnej grubości, bo inaczej ciasteczka upieką się nierówno.
Smacznego!

Wszystkim chciałabym życzyć pogodnych i spokojnych Świąt i pamiętajcie: dzień staje się coraz dłuższy!

czwartek, 6 grudnia 2012

W doborowym towarzystwie


Nie lubię jeść sama. Nic nie cieszy mnie bardziej, niż przygotowywanie posiłku dla miłej lub kochanej osoby. Jest ot dla mnie najprostszy sposób na okazywanie uczuć, na które nawet opasły traktat filozoficzny byłby za krótki. Dlatego też osoby, które nie chcą ze mną zjeść, wprawiają mnie w niemałą konsternację. Jeśli już naprawdę nie ma innego wyjścia i muszę jeść sama, to podczas posiłku czytam książki kucharskie – jedyny skuteczny sposób, żeby nie dostać podczas lektury napadu głodu.


 Kiedy dla kogoś gotuję, najpierw długo myślę, co mogłoby tej osobie smakować. Wybieram potrawy, powtarzam w myślach przepisy niczym słowa modlitwy i jestem zupełnie pochłonięta. Stary i sprawdzony sposób mówi, że nawet najprostsza potrawa smakuje po królewsku, jeśli przygotowuje się ją z sercem i podaje z uśmiechem. Zawsze z drżeniem czekam, aż mój gość spróbuje pierwszy kęs potrawy i jeśli mu smakuje, jest to dla mnie największy z możliwych komplementów. Dzisiaj chciałabym zaprosić Was na tartę z czerwoną cebulą, którą przygotowałam dla mojej Przyjaciółki w pewne bardzo miłe sobotnie popołudnie. Przepis pochodzi z książki Deborah Madison The Greens Cookbook, która spowodowała małą rewolucję w moim kulinarnym świecie. O książce napiszę niebawem odrębny post, teraz w skrócie zdradzę tylko, że każdy z niej przepis jest po prostu świetny! Sposoby Deborah Madison na przyrządzenie tarty, pizzy czy makaronu są bez dwóch zdań lepsze i smaczniejsze, choć czasem zaskakujące (tak, tak w cieście na tartę nie mam jajek, to nie przeoczenie).



Tarta z czerwoną cebulą

Spód:
115 g mąki
70 gramów masła ( w oryginale jest 50 g masła i 20 g margaryny roślinnej)
½ łyżeczki soli
2-3 łyżki lodowatej wody

Farsz:
2 duże lub 4 mniejsze czerwone cebule
40 g masła
2 jajka
250 g gęstej śmietany
Sól, pieprz do smaku
Kilka łyżek startego parmezanu (niekoniecznie)

Składniki na ciasto zagniatamy w kulę, lekko spłaszczamy dłonią, owijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na 30 minut. Nagrzewamy piekarnik do 220 st. Po tym czasie wyjmujemy ciasto i wylepiamy nim foremkę do tarty, koniecznie należy pamiętać, aby nakłuć je widelcem, bo inaczej urośnie. Ciasto wkładamy do piekarnika na ok. 10 minut, wyjmujemy je, kiedy się lekko, ale równomiernie zazłoci. Zmniejszamy temperaturę piekarnika do 190 stopni i przygotowujemy farsz. Czerwoną cebulę kroimy w cienkie piórka i dusimy na maśle do całkowitej miękkości – ok. 10-15 minut. W dużej misce łączymy śmietanę i jajka, a następnie dodajemy miękką cebulę – doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Podpieczony spód możemy posypać 2-3 łyżkami startego parmezanu, a następnie wylewamy na niego masę cebulowo jajeczną. Całość pieczemy w 190 stopniach około 30 minut lub do uzyskania pięknego złotego koloru. Smacznego!